Scenariusz i reżyseria:
Hayao Miyazaki
Muzyka:
Joe Hisaiski
Na
podstawie mangi „Kaze Tachinu”
Irytują
mnie niesłowni ludzie, jednak od kiedy usłyszałam, że Hayao Miyazaki kończy
karierę ściskam mocno kciuki by zmienił zdanie (pozdrawiam z tego miejsca
Tarantino, który nie wie o moim istnieniu, a którego też będę opłakiwać jeśli
zamieni groźby w czyny i skończy swoją przygodę z kinematografią).
Miyazaki
to klasa sama w sobie. Współtwórca fantastycznego Studia Ghibli i autor wielu
genialnych filmów postanowił pożegnać
się animacją nieco odbiegającą od tego do czego zdążył nas przez 30 lat przyzwyczaić. „Zrywa się wiatr”
nie ma w sobie tyle realizmu magicznego co kultowe „Mój sąsiad Totoro”,
„Księżniczka Mononoke”, „Podniebna poczta Kiki’ czy "Spirited Away. W
krainie Bogów". Ten niepoprawny marzyciel przez wiele lat zabierał nas do
tajemniczych krain, gdzie wraz z egzotycznymi postaciami przeżywaliśmy
fantastyczne przygody. W swoich filmach najchętniej odwoływał się do ekologii,
historii i pacyfizmu mieszając ze sobą
świat magii i rzeczywistości.
Tym razem Miyazaki opowiada nam historię inspirowaną życiem inżyniera Jiro Horikoshiego, który zaprojektował samolot myśliwski Zero użyty do ataku na Pearl Harbor w czasie II wojny światowej. Tematyka nie jest przypadkowa. Japoński twórca anime od dziecka fascynował się lotnictwem. Jego ojciec był właścicielem firmy produkującej części do myśliwców Mitsubishi Zero. Sam Jiro Horikoshi ze względu na problemy ze wzrokiem nie mógł zostać pilotem, dlatego też postawił skupić się na pracy instruktora lotnictwa. Inspirował go włoski inżynier Gianni Caproni, którego też będzie nam dane poznać w „Zrywa się wiatr”. Słabość do lotnictwa Miyazaki zaakcentował już w swoich wcześniejszych filmach („Laputa – podniebny zamek”, „Podniebna pocztę Kiki” czy „Szkarłatny pilot”).
W
najnowszym obrazie Miyazaki opierając się na opowiadaniu Tatsuo Horiego z 1937 roku
przedstawia nam historię Jiro
Horikoshiego, ale nie da się ukryć, że zabiera nas również do własnej
przeszłości. To chyba najbardziej osobisty film w jego karierze. Głównego
bohatera poznajemy jako młodego, inteligentnego młodzieńca. Poukładanego, ale i
takiego, który potrafi dać mordę burakom ze szkoły. Obserwujemy jak z ambitnego
chłopca zmienia się w znakomitego inżyniera lotnictwa. Nadal jest pełen pasji i
całkowicie oddaje się marzeniom. Jego bezwarunkowa miłość do lotnictwa napędza Jiro do
stworzenia upragnionego funkcjonalnego, pasażerskiego samolotu. Ma czyste
intencje, pragnie cywilizacyjnego rozwoju i ułatwienia życia ludziom nie
zważając na polityczne interesy, tymczasem jego talent i ambicje są
wykorzystywane przez rząd, który ma wobec niego inne plany.
Zamknięty
w swoim świecie marzeń Horikoshi bez względu na konsekwencje dąży do ich
realizacji przez co szybko staje się
trybikiem w wojennej machinie, gdzie jego wynalazki mają służyć niesieniu
śmierci i stają się narzędziami
zagłady.
Horikoshi przez swoje zaślepienie wspiera działania władzy, które w przyszłości
doprowadzą do międzynarodowej tragedii. Zaangażowanie inżyniera twórca filmu
podkreślił również poprzez spotkania dwóch fanatyków lotnictwach w snach Jiro.
To tam podziwiają ich największe
lotnicze wynalazki. Podczas rozmów z Capronim Jiro podejmuje istotne decyzje,
a ponieważ to przecież jego sen, tak naprawdę przekonuje samego siebie. O
ile w realnym życiu plany Jiro kończyły się fiaskiem, w świecie marzeń maszyny
mkną poprzez przestworza.
Pamiętajmy
jednak, że historia Horikoshiego
jest tylko pretekstem dla Miyazakiego do poruszenia innych ważnych kwestii.
Autor nie skupia się na odwzorowaniu życia znanego instruktora lotnictwa.
Bardziej istotny dla niego jest temat miłości do lotnictwa, pacyfizmu i
konsekwencji naszych działań przedstawiony w taki sposób by pozwolił na głębszą
refleksję.
Miyazaki
znany jest ze swojej pacyfistycznej postawy, jest przeciwnikiem militaryzmu i niejednokrotnie
publicznie nawoływał do przyjęcia przez Japonię odpowiedzialności za zbrodnie z
czasów drugiej wojny światowej. Środowisko nacjonalistyczne oskarżyło go o
zdradę narodu. Na początku filmu obserwujemy okrucieństwa zbrojnego ataku, z
czasów gdy Jiro był małym chłopcem.
Nawet ogromne trzęsienie ziemi z początku lat 20, które zabrało Japonii setki
tysięcy ofiar nie jest przedstawione w filmie tak upiornie.
Z
jednej strony twórca filmu poniekąd przyklaskuje głównemu bohaterowi, z drugiej
jednak zwraca uwagę na to jakim kosztem Jiro realizuje swoje marzenia. Mimo
wielu dramatycznych przemian zachodzących w jego otoczeniu Horikoshi wciąż pozostaje dobrym
człowiekiem. Jest tak bardzo skupiony na swojej pracy, że nie potrafi w pełni skupić się na innych sprawach, przez
co umykają mu najważniejsze momenty jego życia. Miyazaki jest pełen zrozumienia
dla działań Horikoshi, ale to zrozumienie nie jest jednocześnie pochwałą. Sam
wie czym jest pasja i dążenie do zrealizowania marzeń, rozumie artystę i jego
zaangażowanie w pracę, jednak nie próbuje za wszelką cenę usprawiedliwić
postawy Jiro. Nie broni ani głównego bohatera ani żadnych osób, które
przyczyniły się do wybuchu wojny.
Poprzez postać Horikoshi pokazał też sytuację artysty zaplątanego w
polityczne zobowiązania, które władza na nim wymusza.
Strona techniczna (oby nie)
ostatniego filmu Miyazakiego mnie nie zawiodła. Wizualnie jak zwykle w Studiu
Ghibli - rewelacja. Charakterystyczna prosta kreska japońskiego reżysera nadaje
obrazowi dużo uroku. Chociaż momentami wydaje się być aż za ładnie i grzecznie.
Widzimy np. pracujących schludnych robotników przy maszynach bez plamki smaru
na sobie. Za to fantastyczne widoki i świetnie dobrana kolorystyka rekompensuje
inne „ubytki”. Duży plus za udźwiękowienie. Zarówno katastroficznych sytuacji i maszyn wydalających ludzkie
odgłosy jak i muzyka w tle podczas całego filmu. Joe Hisaishi
współpracował z Miyazakim przy wielu
produkcjach tworząc fantastyczne ścieżki dźwiękowe, które doskonale uzupełniają
obraz.
Japoński mistrz anime
zaserwował nam na koniec swojej kariery kino inteligentne i przemyślane, ale podane w przyjemny sposób, bez zbędnego patosu. Kino zmuszające do
refleksji, w którym nie ma tyle beztroski i magii, co w poprzednich
produkcjach. Mimo wszystko uczta dla fanów Studia Ghibli i Miyazakiego. Filmu
nie zaliczę do najulubieńszych, ale naprawdę polecam tę piękną antywojenną
opowieść o pasji, miłości i przemijaniu.
8/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz