środa, 11 lutego 2015

Zrywa się wiatr/Kaze tachinu, 2013




anime, biograficzny, Japonia
Scenariusz i reżyseria: Hayao Miyazaki

Muzyka: Joe Hisaiski
Na podstawie mangi „Kaze Tachinu”
 








Irytują mnie niesłowni ludzie, jednak od kiedy usłyszałam, że Hayao Miyazaki kończy karierę ściskam mocno kciuki by zmienił zdanie (pozdrawiam z tego miejsca Tarantino, który nie wie o moim istnieniu, a którego też będę opłakiwać jeśli zamieni groźby w czyny i skończy swoją przygodę z kinematografią). 

Miyazaki to klasa sama w sobie. Współtwórca fantastycznego Studia Ghibli i autor wielu genialnych  filmów postanowił pożegnać się animacją nieco odbiegającą od tego do czego zdążył nas  przez 30 lat przyzwyczaić. „Zrywa się wiatr” nie ma w sobie tyle realizmu magicznego co kultowe „Mój sąsiad Totoro”, „Księżniczka Mononoke”, „Podniebna poczta Kiki’ czy "Spirited Away. W krainie Bogów". Ten niepoprawny marzyciel przez wiele lat zabierał nas do tajemniczych krain, gdzie wraz z egzotycznymi postaciami przeżywaliśmy fantastyczne przygody. W swoich filmach najchętniej odwoływał się do ekologii, historii i  pacyfizmu mieszając ze sobą świat magii i rzeczywistości.





 Tym razem Miyazaki opowiada nam historię  inspirowaną życiem inżyniera Jiro Horikoshiego, który zaprojektował samolot myśliwski Zero użyty do ataku na Pearl Harbor w czasie II wojny światowej. Tematyka nie jest przypadkowa. Japoński twórca anime od dziecka fascynował się lotnictwem. Jego ojciec był właścicielem firmy produkującej części do myśliwców Mitsubishi Zero. Sam Jiro Horikoshi  ze względu na problemy ze wzrokiem nie mógł zostać pilotem, dlatego też postawił skupić się na pracy instruktora lotnictwa. Inspirował go włoski inżynier Gianni Caproni, którego też będzie nam dane poznać w „Zrywa się wiatr”. Słabość do lotnictwa Miyazaki zaakcentował już w swoich wcześniejszych filmach („Laputa – podniebny zamek”, „Podniebna pocztę Kiki” czy „Szkarłatny pilot”). 


W najnowszym obrazie Miyazaki opierając się na opowiadaniu Tatsuo Horiego z 1937 roku przedstawia nam historię Jiro Horikoshiego, ale nie da się ukryć, że zabiera nas również do własnej przeszłości. To chyba najbardziej osobisty film w jego karierze. Głównego bohatera poznajemy jako młodego, inteligentnego młodzieńca. Poukładanego, ale i takiego, który potrafi dać mordę burakom ze szkoły. Obserwujemy jak z ambitnego chłopca zmienia się w znakomitego inżyniera lotnictwa. Nadal jest pełen pasji i całkowicie oddaje się marzeniom. Jego bezwarunkowa miłość do lotnictwa napędza Jiro do stworzenia upragnionego funkcjonalnego, pasażerskiego samolotu. Ma czyste intencje, pragnie cywilizacyjnego rozwoju i ułatwienia życia ludziom nie zważając na polityczne interesy, tymczasem jego talent i ambicje są wykorzystywane przez rząd, który ma wobec niego inne plany.


Zamknięty w swoim świecie marzeń Horikoshi bez względu na konsekwencje dąży do ich realizacji  przez co szybko staje się trybikiem w wojennej machinie, gdzie jego wynalazki mają służyć niesieniu śmierci i stają się narzędziami zagłady. Horikoshi przez swoje zaślepienie wspiera działania władzy, które w przyszłości doprowadzą do międzynarodowej tragedii. Zaangażowanie inżyniera twórca filmu podkreślił również poprzez spotkania dwóch fanatyków lotnictwach w snach Jiro. To tam  podziwiają ich największe lotnicze wynalazki. Podczas rozmów z Capronim Jiro podejmuje istotne decyzje, a ponieważ to przecież jego sen, tak naprawdę przekonuje samego siebie. O ile w realnym życiu plany Jiro kończyły się fiaskiem, w świecie marzeń maszyny mkną poprzez przestworza.

Pamiętajmy jednak, że historia Horikoshiego jest tylko pretekstem dla Miyazakiego do poruszenia innych ważnych kwestii. Autor nie skupia się na odwzorowaniu życia znanego instruktora lotnictwa. Bardziej istotny dla niego jest temat miłości do lotnictwa, pacyfizmu i konsekwencji naszych działań przedstawiony w taki sposób by pozwolił na głębszą refleksję. 




Miyazaki znany jest ze swojej pacyfistycznej postawy, jest przeciwnikiem militaryzmu i niejednokrotnie publicznie nawoływał do przyjęcia przez Japonię odpowiedzialności za zbrodnie z czasów drugiej wojny światowej. Środowisko nacjonalistyczne oskarżyło go o zdradę narodu. Na początku filmu obserwujemy okrucieństwa zbrojnego ataku, z czasów gdy Jiro był małym chłopcem. Nawet ogromne trzęsienie ziemi z początku lat 20, które zabrało Japonii setki tysięcy ofiar nie jest przedstawione w filmie tak upiornie.




Z jednej strony twórca filmu poniekąd przyklaskuje głównemu bohaterowi, z drugiej jednak zwraca uwagę na to jakim kosztem Jiro realizuje swoje marzenia. Mimo wielu dramatycznych przemian zachodzących w jego otoczeniu Horikoshi wciąż pozostaje dobrym człowiekiem. Jest tak bardzo skupiony na swojej pracy, że nie potrafi  w pełni skupić się na innych sprawach, przez co umykają mu najważniejsze momenty jego życia. Miyazaki jest pełen zrozumienia dla działań Horikoshi, ale to zrozumienie nie jest jednocześnie pochwałą. Sam wie czym jest pasja i dążenie do zrealizowania marzeń, rozumie artystę i jego zaangażowanie w pracę, jednak nie próbuje za wszelką cenę usprawiedliwić postawy Jiro. Nie broni ani głównego bohatera ani żadnych osób, które przyczyniły się do wybuchu wojny.  Poprzez postać Horikoshi pokazał też sytuację artysty zaplątanego w polityczne zobowiązania, które władza na nim wymusza.

Strona techniczna (oby nie) ostatniego filmu Miyazakiego mnie nie zawiodła. Wizualnie jak zwykle w Studiu Ghibli - rewelacja. Charakterystyczna prosta kreska japońskiego reżysera nadaje obrazowi dużo uroku. Chociaż momentami wydaje się być aż za ładnie i grzecznie. Widzimy np. pracujących schludnych robotników przy maszynach bez plamki smaru na sobie. Za to fantastyczne widoki i świetnie dobrana kolorystyka rekompensuje inne „ubytki”. Duży plus za udźwiękowienie. Zarówno katastroficznych  sytuacji i maszyn wydalających ludzkie odgłosy jak i muzyka w tle podczas całego filmu. Joe Hisaishi współpracował  z Miyazakim przy wielu produkcjach tworząc fantastyczne ścieżki dźwiękowe, które doskonale uzupełniają obraz.


Japoński mistrz anime zaserwował nam na koniec swojej kariery kino inteligentne i przemyślane, ale podane w przyjemny sposób, bez zbędnego patosu. Kino zmuszające do refleksji, w którym nie ma tyle beztroski i magii, co w poprzednich produkcjach. Mimo wszystko uczta dla fanów Studia Ghibli i Miyazakiego. Filmu nie zaliczę do najulubieńszych, ale naprawdę polecam tę piękną antywojenną opowieść o pasji, miłości i przemijaniu. 

8/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz