dramat, kryminał USA
Do
polskich kin wszedł "Osierocony Brooklyn" Edwarda Nortona. Jest to
drugi film wyreżyserowany przez mojego ulubionego aktora, pierwszym sprzed
prawie 20 lat był "Zakazany owoc" taka tam komedia romantyczna...nie
wracajmy do tego. Uznaną przez amerykańskich krytyków najlepszą książkę 1999
roku, Nortonowi marzyło się zekranizować od dawna. Poza samą powieścią
zainspirował go też film Spike'a Lee, "Rób co należy" (przepadam). Po
jego obejrzeniu obiecał sobie, że zrobi kiedyś film dotykający rasizmu. Na
szczęście nie jest to tematem przewodnim "Osieroconego Brooklynu". Miał
swoją wizję na przedstawienie książkowej fabuły. Zamienił późne lata 90 na 50,
oddał cudowny klimat tamtych czasów przyprawiając je fantastycznym jazzem.
Byłam w tym roku na Camerimage, gdzie Edek Norton pokazał przedpremierowo Osierocony Brooklyn i dużo o nim opowiadał. Jazz w filmie wziął się głównie z tego, że twórcy filmu ze słabością do tej muzyki spotykali się w knajpie gdzie omawiali szczegóły współpracy. Ponadto Norton uwielbia kino noir, oczarowany Chinatown Polańskiego też chciał pobyć kolesiem w długim płaszczu i kapeluszu. Nie mniej postanowił puścić oczko do odbiorców i zamiast głównego bohatera ociekającego testosteronem zaprezentował chuderlawego typka z zespołem Tourette'a. Jak się można domyślić znając jego kreacje z przeszłości zagrał go bezbłędnie. Pokazał już w "Lęku pierwotnym" na co go stać. Norton w Łodzi wspominał, że jego gra na planie rozpraszała najbardziej kota, dlatego nagrano oddzielnie i później zmontowano sceny, w których Edek jest bardzo ekspresyjny.
W
Łodzi Nortonowi towarzyszył Dick Pope, brytyjski operator filmowy (na koncie
m.in. Iluzjonista, Sekrety i kłamstwa, Legend). Pracował z Edkiem nad
Brooklynem i zachwalał profesjonalizm Nortona, aby jeszcze bardziej oddać
klimat lat 50, do nakręcenia tego filmu wybrali obiektywy z tamtego okresu co
dało filmowi jak powiedział Norton, staroświecki wygląd. Na tym samym sprzęcie
pracował Kubrick. Sam Pope to bardzo pozytywny i ciepły facet:)
O
samej fabule dowiecie się z każdego opisu filmu. Mentor i przyjaciel głównego
bohatera, Frank Minna (Bruce Willis) ginie podczas pracy. Lionel Essrog (Edward
Norton) postanawia rozwikłać sprawę nad którą pracował Minna. Po drodze dużo
poszlak, które niekoniecznie mają wpływ na finał, a więc to co lubimy w
kryminałach najbardziej. Essrog jest wybitnie inteligentnym gościem, jednak
niekontrolowane tiki i wulgaryzmy sprawiły, że jest wstydliwym i niepewnym
siebie facetem, szczególnie w obecności płci pięknej, a znajdziemy w tym filmie
godną jej przedstawicielkę. Podobno łobuz kocha najbardziej, jednak nieśmiały
Essrog mimo swojej niekomfortowej przypadłości byłby w stanie złamać nie jedno
i nie pięć dziewiczych serc. Jest charyzmatyczny i na swój sposób tajemniczy,
byłabym gotowała odłożyć status damy i sama zaprosić go do tańca przytulańca
przy jednej z jazzowym melodii w zadymionej brooklińskiej knajpie.
Osierocony
Brooklyn to nie tylko Edward Norton, u jego boku jest rewelacyjny Wilem Dafoe,
świetnie spisał się też Alec Baldwin czy Bobby Cannvale. Aktorstwo jest
zdecydowaną zaletą tego filmu. Nie mniej sam film nie jest na pewno kryminalnym
mistrzostwem kinematografii, ale od strony wizualnej zasługuje na wizytę w
kinie.
solidne kino
OdpowiedzUsuń