piątek, 6 września 2019

Pewnego razu...w Hollywood / Once Upon a Time...in Hollywood, Quentin Tarantino,2019

komedia, kryminał
USA, Wielka Brytania, 2019
Scenariusz i Reżyseria: Quentin Tarantino
Zdjęcia: Robert Richardson












Chętnie skrzyżuję szpady z każdym, kto powie, że najnowszy film Tarantino jest słaby. Pokażcie mi współczesnego filmowego twórcę, który potrafi lepiej przelać na ekran miłość do kina. Biedak doznaje teraz upokorzenia niezasłużonej zniewagi od tych, którzy najwyraźniej mają za mało miejsca w swoich serduszkach dla kina. Nie rozumiem jak można nie docenić jego wrażliwości i nie dać się zabrać w tę cudowną podróż do przeszłości.



Nie mogłam zrobić sobie lepszego prezentu na urodziny, bo właśnie tego dnia wybrałam się ze znajomymi na 9 obraz Tarantino. Nie wiedziałam co mnie czeka, nie czytam żadnych recenzji przed obejrzeniem filmu. Nie wiedziałam więc w jaki nietuzinkowy sposób mistrz przewrotności wplecie wątek Bandy Mansona w fabułę, tak, by nikt na tym nie ucierpiał. Najcieplejszy i najbardziej rozmarzony w swoim wydaniu Tarantino nie pokazał nam jakiej okropności dopuścili się Ci zwyrodnialcy. Zrobił coś zupełnie innego, dał się ponieść fantazji i pokazał nam jak chciałby by zakończyła się ta straszna historia. Nie bez powodu tytuł jego (mam nadzieję nie) przedostatniego filmu brzmi "Once Upon a Time in Hollywood". Tym, którzy wypatrywali charakterystycznych dla jego kina hektolitrów krwi zapewne najbardziej spodobała się ostatnia scena filmu, koniec ze spojlerami. Zresztą ci, którzy obejrzeli film, wiedzą, że to tylko epizod. Jeden  z wielu.



Kocham kino w kinie. Tarantino zabrał mnie nie tylko na zaplecze Hollywood, pokazując jak wyglądał przemysł filmowy u schyłku lat 60. Śledząc epizody z życia dwóch kumpli (rewelacyjni Leonardo DiCaprio i Brad Pit) próbujących pokazać, że to jeszcze nie ostatnie ich słowo w tej branży poczułam w sercu ciepło, które rozlewało się po całym ciele z każdą kolejną sceną. Nie wiem co mi się podobało najbardziej. Ta piękną laurka dla kina, wyłapywanie filmowych smaczków, odnośników do nie tylko spaghetti westernów do którym Tarantino ma ogromną słabość, do własnych filmów (np Antonio Margheriti) czy siła przyjaźni, której chyba każdy z nas chciałby doznać. 


Poza sentymentalną podróżą w czasie okraszoną świetnymi zdjęciami, cudowną muzyką i oddaniem klimatu Fabryki Snów w epoce dzieci kwiatów, bardzo zgrabnie udało się pokazać też tę gorszą stronę  przemysłu filmowego. Postać Ricka Daltona bezbłędnie zagrana przez Leo DiCaprio chyba najlepiej pokazuje jak tak naprawdę wygląda życie większości wrażliwych aktorów. Rozmowa z małą Trudi (świetna Julia Butters) i monolog w przyczepie ujawnia prawdziwe brzemię bycia na szczycie, strachu przed porażką czy pragnieniem bycia docenionym. Równoległe gdy obserwujemy wygasającą karierę Ricka Daltona i jego próbę pogodzenia się z tym faktem poznajmy utalentowaną Sharon Tate (piękna i fantastyczna w tej roli Margot Robbie), która u boku męża, szanowanego już reżysera, Romana Polańskiego (polski akcent Rafał Zawierucha) dopiero zacznie odkrywać tajniki życia w Fabryce Snów.



Tradycyjnie u Tarantino nawet drugoplanowe postaci chociaż pojawiają się na chwilę wnoszą ciekawe wątki. Myślę tu o takich smaczkach jak fikcyjna postać Kurta Russela, ale i przezabawnym epizodzie z Brucem Lee.Swoją drogą mega ubodło to jego córkę, Shannon Lee.



Pokłony należą się też oczywiście scenografom i rekwizytorom. Świetna robota, rewelacyjnie oddali klimat epoki dzieci kwiatów. Do tego fantastyczne zdjęcia Roberta Richardsona i cudowna muzyka, zawsze powtarzam, że Quentin jest najlepszym D.J.


Podsumowując: "Once Upon a Time ... in Hollywood" nie jest typowo tarantinowym filmem, nie jest jednym wielkim cytatem jak Pulp Fiction, ma za to inną, ogromną zaletę, przez którą można wybaczyć mu niespieszną akcję, niewielką ilość sarkazmu czy wylewającej się krwi z ekranu (oprócz rzecz jasna konkretnej rozpierduchy w pewnym momencie). Jest to jedna z najpiękniejszych laurek dla kina jakie namalowało ludzkie oko. Dziękuję Panie Tarantino za tę nostalgiczną podróż do przeszłości. Piękny prezent na urodziny. Żyj nam jak najdłużej i przestań straszyć, że po 10 filmach wycofasz się z tego biznesu. Nie ma na to mojej zgody!.






...And here's to you, Mr Tarantino! 

1 komentarz :

  1. Czyj wątek?! Bundy Mansona!? Słyszałam tylko o kimś takim jak Ted Bundy i Charles Manson... A za zabójstwo Sharon Tate i jej przyjaciół w 1969 roku odpowiada Charles Manson i jego Rodzina.

    OdpowiedzUsuń