poniedziałek, 16 lutego 2015

Mary and Max, 2009



animacja, dramat, komedia,
Australia 2009
Scenariusz i Reżyseria: Adam Elliot











Zakochana w Eliotowej plastelinowej animacji bez pamięci zachęcam Was do obejrzenia filmu, który powstał na podstawie rzeczywistej korespondencji reżysera z przyjacielem z Nowego Yorku, z którym Adam Elliot  pisze od ponad 20 lat.

„Mary i Max” to pełna czarnego humoru historia wydawałoby się niemożliwej przyjaźni. Tytułowymi bohaterami jest para społecznie nieprzystosowanych samotników. 8 letniej Mary Daisy Dinke i 44 letniego Maxa Jerego Horovitza.




Ona jest australijską dziewczynką, wychowującej się w patologicznej rodzinie. matka jest rozczarowaną życiem kleptomanką lubującą się w sherry. Ojciec woli spędzać czas w towarzystwie wypchanych zwierząt w szopie niż z najbliższymi. Mary nie ma nikogo poza wyskubanym kogutem Ethelem i kolekcją nobletów, którą sama skleca m.in. z kasztanów i kości kurczaka.


Max jest Żydem mieszkającym w Nowym Jorku. Cierpi na Zespół Aspergera, który charakteryzuje się m.in. problemami z odczytywaniem niewerbalnych sygnałów, trudnościami w akceptowaniu zmian i obsesyjnymi zainteresowaniami. Uczęszcza na grupę Anonimowych Obżartuchów, cierpi na bezsenność, zbiera noblety i sprząta niedopałki po ludziach, których za cholerę nie może zrozumieć. Max nie ma znajomych, ani przyjaciół, pomijając kilka zwierząt i wyimaginowanego pana Ravioli, z którym nie rozstaje się od dzieciństwa.

Pewnego dnia, gdy matka Mary, Vera „pożycza” koperty, ta wpada na pomysł, by napisać do losowo wybranego Amerykanina, który odpowie na wiele nurtujących ją pytań. M. in. Skąd się  biorą dzieci w Ameryce, czy tak jak w Australii znajduje się je na dnie kufla od piwa? Pada na Maxa, i  tak zaczyna się kilkunastoletnia nietuzinkowa, korespondencyjna przyjaźń między dwójką outsiderów. Początkowo łączy ich słabość do nobletów i czekolady. Z czasem okazuje się jednak, że najbardziej zbliżyła ich do siebie samotność i brak zrozumienia.



Elliotowi idealnie udało się utrzymać proporcję między formą, a treścią. Jest to intrygujące kino zachowujące elementy dramatu i komedii podane w bardzo przyzwoity sposób.  Groteskowy świat Mary i Max pełen czarnego i  ciepłego humoru łączy się w spójną plastyczną całość. Ich plastelinowe i karykaturalne twarze swoją mimiką wzbudzają nie mniej emocji niż żywi aktorzy, których  spotykamy w bardzo dobrych filmach. Warto wspomnieć też o podkładających głosy Mary i Maxa. Toni Collette i Philip Seymour Hoffman znakomicie wywiązali się ze swoich zadań nadając bohaterom wyrazistej formy. Fantastycznym dopełnieniem tej wspaniale zrealizowanej opowieści, jest muzyka, za którą odpowiedzialny jest Dale Cornelius. 

Reżyser włożył ogrom pracy w realizację tej genialnej animacji dopieszczając masę detali co  widać już od pierwszych  minut filmu. Wszystko jest dokładnie przemyślane i dopracowane, każda scena jest zbudowana z niezwykłą precyzją tworząc prawdziwą ucztę dla oka. Barwy współgrają z otoczeniem pozwalając dokładniej wczuć się w emocje towarzyszące bohaterom filmu. 


Zagubieni w swoich szarych światach Mary i Max dostają od siebie najpiękniejszy dar w postaci czystej przyjaźni. Max otwiera się na nowe doznania, które przewracają jego dotychczasowe życie do góry nogami, ale w tym  całym  szaleństwie jest metoda. Coraz rzadziej rozmawia z panem Ravioli. Z kolei Mary w końcu nie jest sama ze wszystkimi swoimi rozterkami ciekawskiej świata dziewczynki. Ta nietuzinkowa przyjaźń przetrwa kilkanaście lat i pokaże jak ważna jest akceptacja drugiej osoby.




Adam Elliot zaserwował nam piękny, poruszający film o samotności, sile przyjaźni i głębokiej potrzebie akceptacji. Jest to ciepłe, błyskotliwe kino pełne czarnego humoru, z pozoru lekkie jednak dotykające bardzo ważnych  problemów z którymi boryka się większość z nas.
Nie należę do osób, które namiętnie wracają do tych samych filmów wiele razy. Do Mary i Maxa zaglądam regularnie i za każdym razem ich historia urzeka mnie równie głęboko.

Kocham, kocham, kocham
10/10 albo i 11/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz