Dramat, USA, 2016
Scenariusz i reżyseria: Kenneth Lonergan
Muzyka: Lesley Barber
Zdjęcia: Jody Lee Lipes
Cieszy me
kinomaniackie serce, że powstają jeszcze takie filmy, przy oglądaniu których
nie ma się czego przyczepić. Gdzie wszystko
tak pięknie współgra niczym widok Salmy Hayek gibiącej się w rytm Tito &Tarantuli
w „Od zmierzchu do świtu”, chociaż to oczywiście zupełnie inne kino. Podczas seansu łzawiłam kilka razy, mniej
więcej tyle samo ile chciałam przytulić Afflecka juniora. Zresztą nie tylko niego.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszłam z kina tak poruszona i
usatysfakcjonowana z seansu jak po „Manchester by the Sea”. Małe, wielkie kino,
coś pięknego!
Lee Chandler (Casey
Affleck) jest powściągliwym, małomównym bostońskim dozorcą, żyje skromnie i
niespiesznie. Jego poniekąd pustelnicze życie przerywa informacja o śmierci
brata. Lee w spadku dostaje … prośbę o
opiekę nad bratankiem. Dlaczego powrót do rodzinnego miasta jest dla niego tak trudny dowiadujemy się z
retrospektyw, które odsłaniają nam tragedię jaką przeżył w przeszłości. Lonergan
powoli odkrywa przed nami kolejne karty, które po złożeniu w całość serwują nam ogromną dawkę silnych
emocji. Gdy wiemy, jak okrutną stratę musiał znieść Lee, zaczynamy rozumieć jego wyalienowanie i kompletnego
wypalenia.
Tak łatwo
można było schrzanić tę historię, podsunąć Affleckowi jakąś panienkę, która by
go w sobie rozkochała, została matką dla
bratanka i lekarstwem na wszelkie smutki. Żyli by sobie szczęśliwie za
siedmioma górami, za siedmioma lasami czyli w Manchesterze i łowili we trójkę ryby,
na zmianę z piciem zimnego lagera przy koncertach młodego. Można też było pogodzić
go z byłą żoną (genialna w tej roli Michelle Williams). Dziękuję Panie
Lonergan, że nie zrobił Pan z tego filmu kolejnej smętnej historii z durnym
wątkiem miłosnym w tle. Szczerze odetchnęłam z ulgą, że nie doszło do tego
sztampowego rozwiązania.
Pokochałam „Manchester
by the Sea” przede wszystkim za naturalność. Twórcom filmu udało się znaleźć
złoty środek między komedią i dramatem serwując całą paletę przeróżnych emocji.
Każda trudna scena została w mistrzowski sposób rozładowana humorem sytuacyjnym.
Można się było bowiem na „Manchesterze” wzruszyć i szczerze uśmiać. Wszystko
dzięki genialnym dialogom, które złagodziły emocjonalny ton tej opowieści. Lonergan
w kompletny sposób pokazał nam wszystkie stadia przebiegu żałoby. Historia Lee angażuje bez reszty, niewielu z
nas musiało przeżyć w życiu podobną traumę, nie sposób jednak się z tą postacią
nie utożsamić, albo najzwyczajniej w świecie jej po prostu uczciwie nie
współczuć.
Podoba mi się
też w dziele Lonergana niespieszne tempo, co może niektórych zrazić. Fabuła
toczy się powoli, ale to tylko pozwala nam jeszcze głębiej wejść do świata głównego
bohatera. Naturalizmu nadaje też klimat małego miasteczka, nikt nie próbował na
siłę oczarować nas pięknymi kolorami, co sprawia, że życie w Manchesterze
wydaje się jeszcze bardziej przyziemne.
Mieli też
twórcy Manchesteru nosa do doboru aktorów. Kupuję powściągliwość i wycofanie Afflecka,
oczywiście wolałabym w tej roli np. Edka Nortona, jednak Affleckowi dobitnie udało się pokazać bez łez
rany, które nie chcą się zagoić. Zupełnie inaczej na stratę bliskiej osoby
reaguje partnerujący mu Lucas Hedges, który niemal cały film walczy z kotłującą
się w nim rozpaczą. No i wisienka na torcie: Michelle William, niewielka, ale
rewelacyjna rola. Konia z rzędem temu, kogo nie poruszy spotkanie po latach z
byłym mężem. Podobały mi się w „Manchesterze” też tak dopracowane szczegóły jak
dobór rudych i grubych dzieciaków kuzyna
na pogrzebie brata Lee. Niby drobiazg, a cieszy.
Za takie
właśnie chwile kocham kino. Za takie podróże jak ta, do Manchesteru: niespieszne,
pełne wzruszeń i lekkiego, naturalnego humoru. Prawdziwa uczta. Żadne ckliwe
opowiastki o szukaniu odkupienia czy drugiej szansy. Kennet Lonergan swoim najnowszym filmem daje
pstryczek w nos wszystkim planującym sobie życie rodem z reklamy płatków kukurydzianych,
nich z tych rzeczy, to niezwykła opowieść o całkiem zwykłym gościu, który
przegrał życie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz